M. Micallef Arabian Diamond to zapach wyjątkowy, intrygujący
i dla osób niebywających w perfumeriach niszowych, na pewno bardzo oryginalny.
A to wszystko za sprawą oudu, o którym rozpisywać się nie będę i odsyłam od
razu na stronę Nez de Luxe, gdzie Marcin Budzyk pięknie wyjaśnia cóż to za
tajemniczy składnik.
Arabian Diamond ma początek dymny, suchy, lekko drażniący,
jak piłowane drewno, którego zapach aż szczypie w oczy. Jest to tak odurzający
wstęp, że nie sposób poprzestać na blotterowych testach i nie przejść do testów
globalnych. Na skórze dość szybko zza tego dymu wyłania się wygrzana na słońcu
róża, nuty kwiatowe zaczynają odgrywać większe znaczenie. Jest w tym jakaś
zaskakująca dynamika, gwałtowność. Kontrast, pomiędzy kadzidlanym oudem i
delikatnymi kwiatami, po pewnym czasie zmienia się w spójną bazę, którą jestem
zachwycona, ma ona właściwości wręcz kojące.
Ten zapach nie pozwolił mi o sobie zapomnieć przez cały
dzień, jest niezwykle trwały. I
plastyczny! Przed oczami ciągle miałam opuszczony tartak, gdzie na stos desek
ktoś rzucił jedną różę, która w zależności od pory dnia jest otoczona na zmianę
mgłą i promieniami słońca.
Jestem zaskoczona tym jak bardzo Arabian Diamond przypadł mi do gustu, nigdy nie podejrzewałam siebie o miłość do takich kompozycji. Jednak muszę mu przyznać, że w tym przypadku zapach M. Micallef okazał się być bardzo przekonujący.
Dla mnie to jeden z najpiękniejszych oudów. Szkoda, że w Polsce go nie ma. A słyszałem, że mają go wycofywać albo już wycofali.
OdpowiedzUsuńw takim razie miałam ogromne szczęście, bo trafiła mi się miniatura 10ml, dzięki dwóm znajomym :)
Usuńbrzmi magicznie!
UsuńUwielbiam takie niebanalne kompozycje! Pięknie go opisałaś, aż chce się przetestować :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo, że mój opis Ci się spodobał, zwłaszcza, że opisywanie zapachów to dalej dla mnie trudne wyzwanie ;)
Usuń