Bardzo nie lubię przekonania ludzi, że tylko używając
drogich zapachów możemy dobrze pachnieć. Dlatego też, często staram się
udowadniać innym, jak wiele jest naprawdę ciekawych perfum, na które nie musimy
wydawać fortuny. Specjalistami w tworzeniu takich zapachów jest marka Yves
Rocher. I dziś przedstawię Wam trzy
zapachy [bardzo skrajne], które na pewno będę używała tej jesieni, ale
uprzedzam, że nie są to oczywiste wybory!
Moment de Bonheur, to naprawdę ciekawe zjawisko. Przede
wszystkim dlatego, że mamy do czynienia z bardzo oryginalną różą, a w
dzisiejszych czasach ciężko zachwycić tak powszechną nutą. Gdybym miała przedstawić ten zapach za pomocą
obrazów, byłby to na pewno poranny piknik na trawie pokrytej rosą, niedaleko
krzaka dzikiej róży. Nie ma tutaj żadnych silnych, niezależnych kobiet na
szpilkach, które panicznie uciekają przed kontaktem z naturą. Jest za to młoda
dziewczyna leżąca na kocu, dla której świat się zatrzymał. Moment de Bonheur,
to potargane zimnym wiatrem włosy, wilgotna róża i niesamowicie słodki koniec,
spowodowany przebijającym się przez chmury słońcem. Tak właśnie dla mnie
pachnie jesienne szczęście, i trwa zaskakująco długo jak na zapach tego typu, bo aż ok. 7-8 godzin.
Yria Yves Rocher, to zapach o którym słyszałam naprawdę dużo zanim do mnie trafił. A to dlatego, że został on wycofany z produkcji na kilka lat i dopiero niedawno znów pojawił się w sklepach. Są to perfumy, które zakwalifikowałabym do grupy kwiatowo-orientalnej [na pewno nie owocowo-kwiatowej, czy owocowo-orientalnej, jak znalazłam na kilku stronach]. Początek zdominowany jest przez bergamotkę i kolendrę, jednak bardzo szybko do głosu [a raczej do nosa!] dochodzą kwiaty. Dla mnie to przede wszystkim jaśmin i róża. Przez to połączenie słyszę często, że Yria to taki ‘babciny’ zapach, ale według mnie to wcale nie jest negatywne określenie. To perfumy bardzo dojrzałe, nie posiadają żadnego infantylnego, naiwnego momentu, rozwijają się pięknie, w stronę lekkiego orientu. Bardzo płynnie [i niestety ekspresowo] przechodzimy do bazy z drzewem sandałowym i ambrą. Końcówka jest niezwykle ciepła, wręcz rozgrzana. Yria sprawdzi się przede wszystkim u osób, które chcą oswoić orient i dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tak dojrzałymi zapachami. Niestety muszę również uprzedzić, że czuć, że te perfumy są po reformulacji, bo z opisywanej kilka lat temu niesamowitej trwałości, zostały teraz 3-4 godziny cieszenia się tym zapachem. Jednak mimo to, zachęcam do zapoznania się z Yrią!
I jest jeszcze Flowerparty, zapach, który jest tak naiwnie
uroczy, że musiał w końcu do mnie trafić. Używam go zawsze wtedy, gdy
potrzebuję przypomnieć sobie wakacyjny klimat, a to właśnie jesień jest tą porą
roku, kiedy żyjemy jeszcze wspomnieniami i temperaturą sprzed kilku tygodni.
Nie do końca rozumiem, dlaczego nazwa i flakon kładzie głównie nacisk na
kwiaty, których według mnie jest tutaj najmniej. Flowerparty to przede
wszystkim soczyste owoce – pomarańcze, brzoskwinie [i choć brzoskwiń nie ma w
składzie, ja czuję je baaardzo wyraźnie!] i waniliowa baza. To prosty, słodki,
niewymagający zapach, który mi po prostu poprawia humor, i utrzymuje się na mojej skórze ok. 6-7 godzin.
I tak właśnie wygląda mój jesienny zestaw od Yves Rocher.
Znacie któryś z tych zapachów? Co sądzicie o tej marce? I przede wszystkim,
czym Wy będziecie pachnieć jesienią?
Z YR miałam tylko mgiełki jeżyna i malina:)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie używam mgiełek, dlatego ciężko mi się o nich wypowiedzieć, ale słyszałam, że te z YR świetnie się sprawdzają, szczególnie w wakacje :)
UsuńPo pierwsze - zgadzam się z Tobą w stu procentach, że aby pięknie pachnieć, nie trzeba wydawać fortuny!
OdpowiedzUsuńPo drugie, znam wszystkie wymienione przez Ciebie zapachy, jednak zdecydowanie najbardziej zachwyciła mnie Yria. Całkiem niedawno dowiedziałam się o jej powrocie w YR - strasznie mnie ta wiadomość ucieszyła, bo zapach uwielbiam! Jest mocny, ciepły, intensywnie różano-drzewny. Po prostu cudo! Muszę zamówić, póki znów go nie wycofią....
Spiesz się, spiesz, bo co jakiś czas znika on z internetowego sklepu, a jak sama dobrze wiesz, jest naprawdę warty przyłączenia do kolekcji ;) Chociaż dla mnie i tak jak na razie najlepszym zapachem YR jest So, Elixir, ale nie umieściłam go w tym wpisie, bo używam go zdecydowanie najczęściej zimą.
UsuńSo Elixir owszem, ale Purple :) Klasyk już mi trochę zbrzydł. I tak, masz rację - muszę się pospieszyć!
UsuńU mnie tej jesieni króluje "Comme une evidence" YR :)
OdpowiedzUsuńComme une evidence, to dla mnie problematyczny zapach, u innych podoba mi się bardzo [dlatego gratuluję wyboru!], ale mnie samą drażni i trochę dusi. Postanowiłam, że dam mu szansę zimą, może wtedy uda mi się z nim zaprzyjaźnić :)
UsuńZnam Moment de Bonheur, pozostałych nie.
OdpowiedzUsuńAle ta Yria brzmi wyjątkowo pięknie! Yves Rocher ma rzeczywiście zmysł do jesiennych, nostalgicznych pachnideł.
Mój ulubiony zapach pochodzi właśnie z Yves Rocher. Niestety, zmienili go kilka lat temu i nie pachnie już tak obłędnie. Mowa o bzowej wodzie z kwiatowej linii.
OdpowiedzUsuńNigdy tym kwiatowym zapachom się nie przyjrzałam, ale już kolejny raz słyszę że są warte uwagi. Szkoda, że piszesz, że coś w nich zmieniali, zwłaszcza, że w takich prostych kompozycjach nie warto nic mieszać.
UsuńBardzo lubię z YR perfumy So Elixir i So Elixir Purple. Inne też wydają się być ciekawe, jednak nie robiłam testów globalnych, więc ręczę tylko za te dwa:)
OdpowiedzUsuń