W życiu każdego studenta przychodzi taki moment, że zostaje
on wysłany na obowiązkowy staż. To od niego zależy czy wybierze sobie staż w
kręgu swoich zainteresowań czy po prostu znajdzie firmę, która wypełni za niego
papiery, a on przez miesiąc nie będzie robił nic poza przeglądaniem facebooka,
twittera i głupich obrazków w sieci naprzemiennie.
Ja ambitnie wybrałam pierwszą opcję i dostałam się na
miesięczny staż w magazynie Glamour.
Jak się tam dostałam?
To jedno z najczęściej zadawanych mi pytań.
Nie mam żadnych znajomości w wielkim warszawskim świecie, niesamowicie bogatych rodziców, którzy spełniliby każdą moją zachciankę, ani wujka na wysokim stanowisku. Mój sukces mógł być zasługą niesamowitego życiowego farta, albo pracy, budowanego od kilku lat CV i godzin spędzonych na wysyłaniu kolejnych e-maili z pytaniem, czy dana redakcja czy projektant nie poszukują stażystki.
Nie mam żadnych znajomości w wielkim warszawskim świecie, niesamowicie bogatych rodziców, którzy spełniliby każdą moją zachciankę, ani wujka na wysokim stanowisku. Mój sukces mógł być zasługą niesamowitego życiowego farta, albo pracy, budowanego od kilku lat CV i godzin spędzonych na wysyłaniu kolejnych e-maili z pytaniem, czy dana redakcja czy projektant nie poszukują stażystki.
Po napisaniu setek wiadomości e-mailowych(do kilku osób nawet
kilkakrotnie), które prawdopodobnie i tak w większości trafiły do folderu
„SPAM” otrzymałam kilka odpowiedzi o treści „przykro nam, ale nie poszukujemy
stażystów” i jedną, która brzmiała „kiedy mogłabyś umówić się na rozmowę
kwalifikacyjną?”.
3 tygodnie później pełna nerwów i żołądka powykręcanego w
każdą stronę wsiadłam w pociąg relacji Łódź-Warszawa i udałam się na spotkanie.
10 minut rozmowy podczas której musiałam zaprezentować się jak najlepiej. Padło kilka
pytań o zainteresowania, studia, plany na przyszłość, dużo na temat rynku
modowego i na koniec usłyszałam wymarzone: „Okej, zaczynasz od sierpnia”.
Co tam robiłam?
Staż na szczęście nie miał on nic wspólnego z utartym
stereotypem – nie było parzenia kawy, nie było kserowania notatek czy siedzenia
w biurze wypełniając tabelki w Excelu. Zajmowałam się tym, czym naprawdę
chciałam i co sprawiało mi ogromną frajdę – modą.
Dzień pierwszy miał kolor neonowej pomarańczy – kolor kurtki
Mery Faithfull. W życiu bym nie pomyślała, że na potrzebę stworzenia kilku zdjęć
na jedną stronę magazynu potrzeba aż tak dużego nakładu pracy. Trzy zdjęcia do
gazety – 5 godzin pracy (nie wliczając pracy fotografa przy edycji zdjęć). Obfotografowanie
jej z każdej strony – na modelce, na wieszaku, stworzenie packshotu. Oczywiście
w różnych częściach miasta.
Co jeszcze? Weźmy np. poszukiwanie ciuchów do przeróżnych
sesji. (efekty jednej z nich będziecie mogli podziwiać nawet na szklanym
ekranie, ale jak na razie cicho sza!)
Jeśli ktoś ma jakiś wrodzony afekt do siłowni to zabawa w asystenta stylisty jest świetnym pomysłem. Liczby kilogramów przeniesionych ciuchów prawdopodobnie oscylują w okolicach setek kilogramów. Jeśli w grę wchodzi sesja w cięższych klimatach – skóry, metalowe dodatki czy cekiny to spróbujcie wyobrazić sobie tę wagę. Bicepsy wyrobione w tydzień, no i wyszkolony zmysł detektywistyczny, bo trzeba wytropić wśród miliona wieszaków tę bluzkę w konkretnym stylu – np. lat 60. Ciuchy zbiera się po showroomach, bezpośrednio z butików projektantów i sklepów. Cała zabawa polega na tym, by tuż po sesji oddać te rzeczy w stanie takim, a być może nawet i lepszym niż podczas wypożyczenia. Bardzo często graniczy to z cudem by na planie zdjęciowym przypadkiem coś nie spadło, nie ubrudziło się lub nie naderwało. Do czynienia ma się z dziesiątkami ubrań i dodatków, z czego wiele z nich stanowi czasami wartość miesięcznej pensji. I bynajmniej nie pensji pani na kasie w popularnym dyskoncie. Z założenia z takimi ciuchami powinno się obchodzić jak z jajkiem, ale praktyka pokazuje zupełnie co innego…
Jeśli ktoś ma jakiś wrodzony afekt do siłowni to zabawa w asystenta stylisty jest świetnym pomysłem. Liczby kilogramów przeniesionych ciuchów prawdopodobnie oscylują w okolicach setek kilogramów. Jeśli w grę wchodzi sesja w cięższych klimatach – skóry, metalowe dodatki czy cekiny to spróbujcie wyobrazić sobie tę wagę. Bicepsy wyrobione w tydzień, no i wyszkolony zmysł detektywistyczny, bo trzeba wytropić wśród miliona wieszaków tę bluzkę w konkretnym stylu – np. lat 60. Ciuchy zbiera się po showroomach, bezpośrednio z butików projektantów i sklepów. Cała zabawa polega na tym, by tuż po sesji oddać te rzeczy w stanie takim, a być może nawet i lepszym niż podczas wypożyczenia. Bardzo często graniczy to z cudem by na planie zdjęciowym przypadkiem coś nie spadło, nie ubrudziło się lub nie naderwało. Do czynienia ma się z dziesiątkami ubrań i dodatków, z czego wiele z nich stanowi czasami wartość miesięcznej pensji. I bynajmniej nie pensji pani na kasie w popularnym dyskoncie. Z założenia z takimi ciuchami powinno się obchodzić jak z jajkiem, ale praktyka pokazuje zupełnie co innego…
Ale nie samymi sesjami zdjęciowymi człowiek żyje. Stażyści to
także pomoc w samej redakcji: zbieranie zdjęć z wybiegów, ulicy czy konkretnych
produktów, robienie researchu, wyszukiwanie informacji, które na pozór są drobnym
wtrąceniem do tekstu, ale znalezienie ich czasami potrafi zająć do
kilkudziesięciu minut, jeśli się nie wie, gdzie szukać. Przydatna zatem jest
ogólna wiedza w zakresie modowych portali.
Oczywiście żeby nie było tak kolorowo, to stażyści zostają wysyłani do najczarniejszej, wydawałoby się najnudniejszej roboty: wysyłanie i przyjmowanie paczek, robienie porządków, odbieranie i zanoszenie rzeczy do pralni czy szewca.
Oczywiście żeby nie było tak kolorowo, to stażyści zostają wysyłani do najczarniejszej, wydawałoby się najnudniejszej roboty: wysyłanie i przyjmowanie paczek, robienie porządków, odbieranie i zanoszenie rzeczy do pralni czy szewca.
Co ważne jest podejmując taki staż?
Kreatywne myślenie to podstawa, ogromna ostrożność przy
obchodzeniu się z niektórymi ubraniami… bądź osobami ;) szybkość działania, dużo,
dużo energii i przede wszystkim ogromna pasja i zamiłowanie do mody. Nie będzie
widać żadnych efektów, jeśli będzie się uważało pracę za banalną, żenującą
czy głupią.
Co dał mi staż w redakcji?
Jeśli jest się takim pasjonatem jak ja, to praca tam może
być jedynie przyjemnością i niesamowitą przygodą. Pozwala poznać ludzi z branży – redaktorów,
projektantów, stylistów, czyli ludzi którzy dzielą wspólną pasję i z którymi
rozmowy w końcu nie kończą się na zdaniu „No okeeej, ja i tak się nie znam na
modzie”.
To na pewno świetne doświadczenie, no i - kolejny, jakże ważny, punkt w CV ;-)
OdpowiedzUsuńJedno z najlepszych w moim życiu. Wytrwałość i ciężka praca popłaca ;)
UsuńGdy byłam młodsza też byłam bardzo ciekawa jak wygląda praca w takim modowym magazynie :) Super, że miałaś okazję załapać się tam na staż :)
OdpowiedzUsuńNana masz instagrama? :)
OdpowiedzUsuńMam, chociaż od niedawna i zdjęć ze stażu jest w nim nie za wiele. Wielu zdjęć mojej pracy nie mogłam wrzucać do sieci. Ale mimo to zapraszam na: _nana_mi :)
Usuń