wtorek, 2 września 2014

historia pewnego stażu.


W życiu każdego studenta przychodzi taki moment, że zostaje on wysłany na obowiązkowy staż. To od niego zależy czy wybierze sobie staż w kręgu swoich zainteresowań czy po prostu znajdzie firmę, która wypełni za niego papiery, a on przez miesiąc nie będzie robił nic poza przeglądaniem facebooka, twittera i głupich obrazków w sieci naprzemiennie.
Ja ambitnie wybrałam pierwszą opcję i dostałam się na miesięczny staż w magazynie Glamour.

Jak się tam dostałam?
To jedno z najczęściej zadawanych mi pytań.
Nie mam żadnych znajomości w wielkim warszawskim świecie, niesamowicie bogatych rodziców, którzy spełniliby każdą moją zachciankę, ani wujka na wysokim stanowisku. Mój sukces mógł być zasługą niesamowitego życiowego farta, albo pracy, budowanego od kilku lat CV i godzin spędzonych na wysyłaniu kolejnych e-maili z pytaniem, czy dana redakcja czy projektant nie poszukują stażystki.
Po napisaniu setek wiadomości  e-mailowych(do kilku osób nawet kilkakrotnie), które prawdopodobnie i tak w większości trafiły do folderu „SPAM” otrzymałam kilka odpowiedzi o treści „przykro nam, ale nie poszukujemy stażystów” i jedną, która brzmiała „kiedy mogłabyś umówić się na rozmowę kwalifikacyjną?”. 
3 tygodnie później pełna nerwów i żołądka powykręcanego w każdą stronę wsiadłam w pociąg relacji Łódź-Warszawa i udałam się na spotkanie. 10 minut rozmowy podczas której musiałam zaprezentować się jak najlepiej. Padło kilka pytań o zainteresowania, studia, plany na przyszłość, dużo na temat rynku modowego i na koniec usłyszałam wymarzone: „Okej, zaczynasz od sierpnia”. 


Co tam robiłam?
Staż na szczęście nie miał on nic wspólnego z utartym stereotypem – nie było parzenia kawy, nie było kserowania notatek czy siedzenia w biurze wypełniając tabelki w Excelu. Zajmowałam się tym, czym naprawdę chciałam i co sprawiało mi ogromną frajdę – modą.
Dzień pierwszy miał kolor neonowej pomarańczy – kolor kurtki Mery Faithfull. W życiu bym nie pomyślała, że na potrzebę stworzenia kilku zdjęć na jedną stronę magazynu potrzeba aż tak dużego nakładu pracy. Trzy zdjęcia do gazety – 5 godzin pracy (nie wliczając pracy fotografa przy edycji zdjęć). Obfotografowanie jej z każdej strony – na modelce, na wieszaku, stworzenie packshotu. Oczywiście w różnych częściach miasta.
Co jeszcze? Weźmy np. poszukiwanie ciuchów do przeróżnych sesji. (efekty jednej z nich będziecie mogli podziwiać nawet na szklanym ekranie, ale jak na razie cicho sza!)
Jeśli ktoś ma jakiś wrodzony afekt do siłowni to zabawa w asystenta stylisty jest świetnym pomysłem. Liczby kilogramów przeniesionych ciuchów prawdopodobnie oscylują w okolicach setek kilogramów. Jeśli w grę wchodzi sesja w cięższych klimatach – skóry, metalowe dodatki czy cekiny to spróbujcie wyobrazić sobie tę wagę. Bicepsy wyrobione w tydzień, no i wyszkolony zmysł detektywistyczny, bo trzeba wytropić wśród miliona wieszaków tę bluzkę w konkretnym stylu – np. lat 60. Ciuchy zbiera się po showroomach, bezpośrednio z butików projektantów i sklepów. Cała zabawa polega na tym, by tuż po sesji oddać te rzeczy w stanie takim, a być może nawet i lepszym niż podczas wypożyczenia. Bardzo często graniczy to z cudem by na planie zdjęciowym przypadkiem coś nie spadło, nie ubrudziło się lub nie naderwało. Do czynienia ma się z dziesiątkami ubrań i dodatków, z czego wiele z nich stanowi czasami wartość miesięcznej pensji. I bynajmniej nie pensji pani na kasie w popularnym dyskoncie. Z założenia z takimi ciuchami powinno się obchodzić jak z jajkiem, ale praktyka pokazuje zupełnie co innego…
Ale nie samymi sesjami zdjęciowymi człowiek żyje. Stażyści to także pomoc w samej redakcji: zbieranie zdjęć z wybiegów, ulicy czy konkretnych produktów, robienie researchu, wyszukiwanie  informacji, które na pozór są drobnym wtrąceniem do tekstu, ale znalezienie ich czasami potrafi zająć do kilkudziesięciu minut, jeśli się nie wie, gdzie szukać. Przydatna zatem jest ogólna wiedza w zakresie modowych portali.
Oczywiście żeby nie było tak kolorowo, to stażyści zostają wysyłani do najczarniejszej, wydawałoby się najnudniejszej roboty: wysyłanie i przyjmowanie paczek, robienie porządków, odbieranie i zanoszenie rzeczy do pralni czy szewca. 

Co ważne jest podejmując taki staż?
Kreatywne myślenie to podstawa, ogromna ostrożność przy obchodzeniu się z niektórymi ubraniami… bądź osobami ;) szybkość działania, dużo, dużo energii i przede wszystkim ogromna pasja i zamiłowanie do mody. Nie będzie widać żadnych efektów, jeśli będzie się uważało pracę za banalną, żenującą czy głupią.

Co dał mi staż w redakcji?
Jeśli jest się takim pasjonatem jak ja, to praca tam może być jedynie przyjemnością i niesamowitą przygodą. Pozwala poznać ludzi z branży – redaktorów, projektantów, stylistów, czyli ludzi którzy dzielą wspólną pasję i z którymi rozmowy w końcu nie kończą się na zdaniu „No okeeej, ja i tak się nie znam na modzie”.


5 komentarzy:

  1. To na pewno świetne doświadczenie, no i - kolejny, jakże ważny, punkt w CV ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedno z najlepszych w moim życiu. Wytrwałość i ciężka praca popłaca ;)

      Usuń
  2. Gdy byłam młodsza też byłam bardzo ciekawa jak wygląda praca w takim modowym magazynie :) Super, że miałaś okazję załapać się tam na staż :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nana masz instagrama? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam, chociaż od niedawna i zdjęć ze stażu jest w nim nie za wiele. Wielu zdjęć mojej pracy nie mogłam wrzucać do sieci. Ale mimo to zapraszam na: _nana_mi :)

      Usuń