niedziela, 22 czerwca 2014

tomasz Ossoliński - Before the show.

Jest kilka przymiotników którymi można by określić polski show biznes – nudny, przewidywalny, silący się na kontrowersje, mało profesjonalny.  Każda kolejna tvn-owska produkcja kończy się lansowaniem nowej sławy, która zasiada później w jury innego programu, bądź też dostaje swój własny. Tak było z Tyszką i Wolińskim (moje szare komórki wciąż płaczą), Anią Bałon, Magdą Gessler i masą innych gwiazd i gwiazdeczek. Nie zdziwiła mnie więc wiadomość o powstaniu dokumentu o Tomaszu Ossolińskim – mentorze w „Project Runway”.  Film tuż po zakończeniu sezonu? Serio? Zero zaskoczenia (chociaż szczerze to bardziej stawiałam na wielką kreatorkę mody  - Joannę Przetakiewicz). Ale zdarzyło się, że miałam jeden darmowy bilet, wolne popołudnie, przeczytałam kilka pochlebnych opinii, więc wzięłam torbę i ruszyłam do kina.


Twórcy  produkcji dotyczących mody przyzwyczaili nas do blichtru, fleszy, ścianek sponsorskich. Dokładnie tego spodziewałam się w dokumencie „Tomasz Ossoliński – Before the Show”. Sam projektant wprawdzie w „Project Runway” przestawiał się jako skromny krawiec, ale życie nie raz już pokazało, że nie ma co wierzyć zapewnieniom o skromności ludziom zza szklanego ekranu.

Ale ten dokument ma coś, czego zupełnie nie przewidziałam i co mnie osobiście bardzo poruszyło.

Szczerość. 

Judyta Fibiger – reżyser - z kamerą wkracza do pracowni Tomasza Ossolińskiego w bardzo ważnym dla projektanta momencie – podczas tworzenia jubileuszowej kolekcji  z okazji 20-lecia pracy. Pretekst okrągłej rocznicy pozwala projektantowi  przenieść się nie tylko myślami, a fizycznie do początków, do miejsc, gdzie zaczynał swą karierę. Do zamkniętej szwalni Bytom, do czasu gdy po raz pierwszy  wygrał konkursu „Burdy”. Te wszystkie wspomnienia z czasów, gdy dopiero zaczynał pozwalają nam wyciągnąć odpowiednie wnioski, pozwalają zobaczyć, jak solidny warsztat wykształcił projektant za młodu. Podczas gdy większość naszych projektantów rozpoczyna pracę z minimalną wiedzą, kształcąc się dopiero podczas realizacji projektów, bądź co gorsza, polegając jedynie na konstruktorskiej wiedzy swoich krawcowych. I na tym polega jego wyższość. 

Dokument ten to nie wymuskana laurka przedstawiająca projektanta jako ulubieńca polskich salonów w stylu glamour. To przedstawienie prawdziwej ciężkiej pracy podczas przygotowywania pokazu. Wizyta w szwalni, doglądanie procesu produkcji, tworzenie konstrukcji płaskich, drapowanie na modelce, wybranie miejsca pokazu, ustalenie każdego szczegółu scenografii, współpraca ze stylistką Anną Poniewierską, wybieranie modelek, ustalanie kolejności wyjść, poprawianie wyjściowych sylwetek. Wprawdzie to jedynie część, nawet nie połowa obowiązków, które posiada projektant, ale mimo wszystko dobrze pokazuje rzeczywistość tym, którzy myślą, że projektowanie to tylko bazgranie kilku szkiców na papierze i skłonienie się podczas pokazu.

Czym mnie ten film do siebie przekonał? Autentycznością i  szczerością.
Prawdziwe życie, kac, rzucenie przekleństwem, mimo, że tych miało nie być. Zbliżenia na niedoskonałości, mankamenty. Reakcje na  przypadkowo znalezione stare zdjęcia. Spotkania z byłymi nauczycielkami, wcale nie przystrojonymi w piórka czy kreacje na czerwony dywan. Śląsk odbijający się w okularach, Warszawa widziana z okien taksówki.
To chciałabym oglądać po każdym skończonym komercyjnym programie. Film dokumentujący pracę, profesjonalizm, wiedzę, doświadczenie.
Komu w szczególności polecam ten  film? Osobom, które myślą, że zawód projektanta to tylko odcinanie kuponów od popularności i robienie zdjęć w windzie. To niesamowicie ciężki kawałek chleba, gdzie nawet po 20 latach pracy wciąż trzeba być samemu sobie krawcem, PR-owcem, menadżerem i marketingowcem. Bo dopóki w Polsce nie dorobimy się domów mody z prawdziwego zdarzenia z przeróżnymi stanowiskami, to projektant musi być jak na razie i alfą i omegą.  Miejmy nadzieję, że tych profesjonalnych alf będzie jak najwięcej.

Na koniec  jesteśmy uraczeni lekko sztampowym zdaniem, ale pokazującym, że poza pracą nawet i Tomasz Ossoliński ma ludzkie pragnienia i potrzeby. Jakie?
Zapraszam do kina.

 

4 komentarze:

  1. Ten film jest na pierwszym miejscu filmów, które chcę/muszę obejrzeć w najbliższym czasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tomasz Ossoliński bardzo przypadł mi do gustu podczas oglądania programu "Project Runaway". Pamiętam pierwszy odcinek i jego przedstawienie się - "ja-skromny krawiec".
    Nie powiem - dość zachęcająco opisałaś ten film. Być może się nawet na niego wybiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. koniecznie trzeba zobaczyć!

    OdpowiedzUsuń