niedziela, 8 czerwca 2014

alexander McQeen.

Bardzo często gdy poznajecie nowych ludzi padają te pytania, które są zapychaczem tej niezręcznej, krępującej ciszy, ale które teoretycznie pokazują jakiś tam promil zainteresowania waszą osobą: jakiej muzyki słuchasz, kto jest Twoim ulubionym piosenkarzem, ulubioną piosenkarką, ulubionym aktorem, ulubioną gwiazdą na pudelku itd. itd. Kiedy na pytanie „czym się interesujesz” pada odpowiedź „modą”, kolejne może być już tylko jedno : „a więc kto jest Twoim ulubionym projektantem?”. I nieważne, że druga osoba jest w ogóle tematem niezainteresowana i potrafiłaby może z trudem wykrzesać z pamięci 5 nazw domów mody, ale pytanie jest. I oczekują na odpowiedź. To chyba coś w stylu: „powiedz mi, kto jest Twoim ulubionym projektantem, a powiem Ci kim jesteś”.

Często odpowiadałam, że Chanel i Karl Lagerfeld. Twórczyni małej czarnej i siwy Pan, który kontynuuje jej dzieło. Brzmiało jak banał, bo to jeden z najbardziej rozpoznawalnych domów mody na świecie, ale ja przecież tak bardzo lubiłam tę estetykę. Sznury pereł, tweedowe żakiety i torebki na łańcuszkach (jak na blogerkę przystało!) I lubię to do dziś. Geniusz Karla jest niezaprzeczalny, a wpływ Coco na modę w ogóle nie podlega dyskusji, ale to nie ich podziwiam ponad wszystkich.
Może zdążyliście zauważyć, tu i na facebooku, że bardzo często pokazuję kreacje mało klasyczne, w ogóle nie basicowe, ale bardzo często szalone, zwariowane, bardzo artystyczne, awangardowe i często wręcz surrealistyczne. W życiu lubię sobie zawsze wszystko komplikować, więc czemu i nie w modzie? ;). A moim zdaniem mistrzem przedstawiania różnych historii w postaci mody, sprowadzania pokazów do spektakularnego show, ale przede wszystkim tworzenia kreacji zapierających dech w piersiach i zupełnie niepowtarzalnych  był Alexander McQueen.

To o nim napiszę dziś słów kilka.
Nie chcąc zanudzać was szczegółami biograficznymi napiszę zaledwie odrobinę.
Urodził się 45 lat temu,  17 marca 1969 w Londynie.  Jego ojciec był taksówkarzem, a mama nauczycielką WOSu. Był najmłodszym z sześciorga rodzeństwa, a na świat przyszedł pod imieniem Lee. Dopiero kobieta, która doceniła jego talent i była jego największą fanką i przyjaciółką – Issabela Blow zasugerowała mu posługiwanie się drugim imieniem. Alexander projektantem chciał zostać już za młodu, kiedy to szył sukienki dla swoich starszych sióstr. W wieku 16 lat rzucił szkołę i zaczął odbywać  praktykę w Savile Row Tailor Anderson & Sheppard.  W wieku 25 lat udał się do Central St. Martins School of Art, aby zostać nauczycielem konstrukcji, jednak zamiast pracy otrzymał propozycję nauki w szkole jako student. Skorzystał, a kilka lat później jego cała kolekcja dyplomowa została wykupiona przez stylistkę, która pomogła mu w jego przyszłej karierze – wspomnianą wcześniej Panią Blow.

Tu podziwiać możecie frak z jego obrony pracy dyplomowej z 1992 roku wykonany z jedwabnej satyny z białą podszewką, również jedwabną, w której strukturze możemy znaleźć ludzkie włosy. W pierwszej kolekcji były to jego prawdziwe włosy, później po tym jak zaczął odszywać kolekcje używał włosów z Perspexu (szkła akrylowego). 



Jego projekty były dla mnie połączeniem mody z najwyższej półki,  które mimo wszystko zachowywały procent użytkowości. Wykorzystywał w swoich pracach najnowsze technologie, nie bał się patrzeć w przyszłość, jednocześnie czerpiąc inspiracje z wydarzeń z zamierzchłej historii. Uważam, że był jednym z tych geniuszów, którzy mieli ogromny wpływ na historię mody. Ubolewam nad jego śmiercią ze strasznie egoistycznych pobudek – jestem cholernie ciekawa, co ten młody człowiek (bo popełnił samobójstwo w wieku 41 lat) byłby w stanie jeszcze wymyślić. Był niesamowitym wizjonerem i gdyby można byłoby wskrzeszać ludzkie mózgi tuż po Einsteinie i Jobsie to właśnie jego dalsze działania chciałabym podziwiać. Mówią, że w modzie było już wszystko. Wydaje mi się, że on mógłby pokazać nam jak bardzo się mylimy.


Spójrzcie np. na tą sukienkę z muślinu z tiulową podszewką. Z pozoru wydaje się niewątpliwe ładną sukienką z nadrukiem przypominającym trochę spray. Spójrzcie jednak na proces tworzenia. Idę o zakład, że zaczniecie odbierać tą kreację zupełnie inaczej.  Zwłaszcza, że pokaz odbył się nie tak niedawno, bo w 1999 roku.


W 2011 roku przez 3 miesiące, od maja do sierpnia stała się rzecz niewiarygodna. Ponad 660 tys. ludzi odwiedziło wystawę „Savage Beauty” w nowojorskim MET (Muzeum Sztuki, być może znane wam jako miejsce spotkań Blair Waldorf z Plotkary) i dało to wynik jednej z najczęściej oglądanych wystaw w 144-letniej historii muzeum. Mimo ogromnego zainteresowania ekspozycję niestety zamknięto. Wraz z wystawą powstał album ukazujący część najbardziej charakterystycznych prac projektanta.
Album pożyczyłam kiedyś od koleżanki z uczelni (dzięki Klaudia!) oglądałam niemalże z nabożeństwem. Taka mała modowa adoracja. Po mojej ostatniej wrześniowej wizycie w Londynie obiecałam sobie wracać tam co roku o tej samej porze. Cierpieniom nie było końca, kiedy dowiedziałam się, że wystawa „Savage Beauty” powraca tym razem w Londynie, lecz niestety w marcu. Gdybyście zatem wiosną przyszłego roku chcieli odwiedzić stolicę Anglii to rezerwujcie bilety już teraz. Nie tylko na samolot. Na wystawę też. Kolejki ustawiają się już teraz. A zobaczyć te dzieła na żywo musi być niesamowitym przeżyciem.
Co jeszcze można zobaczyć na wystawie? Sami zobaczcie…


Suknia wykonana jest bażancich piór, przedstawiona w sezonie jesień-zima 2006/7. McQueen w swoich pracach bardzo często inspirował się ptakami najczęściej mewami i sokołami, ich wyglądem, fakturą, kolorem, sposobem poruszania. Jedna inspiracja, tyle niesamowicie różnych kreacji.


Poza naturalnymi materiałami jak np. ptasie pióra projektant wykorzystał jak w tym przypadku końskie włosie oraz szklane koraliki.


Alexander w swoich projektach był bardzo romantyczny, pokazywał swoją mroczną stronę, było w tym wszystkim dużo dramatyzmu, teatralności, a czasami i brzydoty, która bynajmniej nie kolidowała w byciu jednocześnie czymś pięknym. 



 


Wszystkie zdjęcia pochodzą z blog.metmuseum.org/alexandermcqueen


1 komentarz:

  1. Cóż za fascynujące kreacje! Szkoda, że nie dane będzie nam poznać więcej jego pomysłów.

    OdpowiedzUsuń