poniedziałek, 28 października 2013

zapach - szczęście.

Kilka godzin temu wróciłam z warsztatów zapachowo-makijażowych, które poprowadzili Dorota z Olfaktoria, Agata z BeautyIcon i Marcin z Nez de Luxe. Pozmieniałam wszystkie plany, które miałam na ten weekend, załatwiałam desperacko szybko nocleg w Warszawie, spędziłam ponad 6 godzin w autobusach/pociągach, tylko po to by móc spędzić z tymi ludźmi 4 godziny w Pure Sky Club. I nie żałuję, że zdecydowałam się na udział w tych warsztatach. To były jedne z szczęśliwszych chwil ostatnich miesięcy, ponieważ byłam otoczona ludźmi dzielącymi te same pasje co ja,  kosmetykami i perfumami, które sprawiły, że to spotkanie było jeszcze bardziej atrakcyjne [o ile to w ogóle jest możliwe!]. 


A tymczasem, zainspirowana licznymi rozmowami z czytelnikami blogów organizatorów naszych warsztatów, stwierdziłam, że mimo pewnej nieudolności i problemów z uchwyceniem zapachu w słowach, będę pisać dalej. Postanowiłam opisać zapach, który kojarzy mi się z październikowo-listopadowym oczekiwaniem na święta Bożego Narodzenia. Dlaczego tak? Po pierwsze, jest to dla mnie jeden z zapachów-szczęście, nie umiem się nie uśmiechać nosząc go, a po drugie dzisiejszy dzień to było jak spotkanie ze św. Mikołajem i workiem pełnym prezentów, i już nawet nie chodzi mi tylko o te materialne!


Mirage – Oriflame. Jest to jedna z tych kompozycji wobec których ciężko pozostać obojętnym. Jak łatwo się domyślić, ja jestem w tym zapachu zakochana, bez pamięci. Kiedy pierwszy raz wyczułam Mirage u znajomej, nie mogłam o nich zapomnieć i nie zapomniałam do dziś. Gdybym miała przedstawić je skojarzeniami, wyglądałoby to mniej więcej tak – choinka, kominek i czerwony szal, który grzeje i nie pozwala przedostać się zimnemu powietrzu. Są to perfumy o niezwykłej trwałości. One wręcz uwodzą swoim orientalno-żywicznym klimatem. Przyciągają, uzależniają, automatycznie poprawiają humor. Mimo, że skład mówi coś innego, to ja czuję w nich przyprawy korzenne intensywne na tyle by nawet w środku lata przenieść mnie przed choinkę ozdobioną pierniczkami. Dzięki żywicznym akcentom Mirage nie pozostaje jednoznaczne i nie pozwala nam tak naprawdę sklasyfikować go dokładnie i opisać na tyle precyzyjnie by oddać tę tajemniczą magię. To kolejny przykład perfum, które przekonują mnie również pięknym flakonem, i mimo zarzutów, że to plagiat Dior Tendre Poison, to ja kupuję ten zapach w komplecie ze wszystkim. Nawet z tą mocno tandetną reklamą, mieszającą Tajemniczy Ogród i Alicję w Krainie Czarów.


9 komentarzy:

  1. Opakowanie może zbliżone do Poison, za to zapach - zupełnie inna bajka. I tak jak Tender Poison nawet lubiłam (wolę Hypnotic) tak Mirage zupełnie do mnie nie trafiło. Za to moja koleżanka była nim zauroczona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi znajomi dzielą się albo na jego zwolenników albo zupełnych wrogów, więc rozumiem, że może się on nie podobać. I ja też wolę Hypnotic ;)

      Usuń
  2. Kochana dodaj funkcję obserwowania przez google to sobie kliknę i będę Cię mieć w bloglovin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach, ta technika. już można obserwować aleoczym ;)

      Usuń
  3. mam zamiar w końcu je zakupić, biere w ciemno, tyle się dobrego nasłuchałam o nich że czas je mieć w swojej kolekcji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem czy zakup ich w ciemno to dobry pomysł, ale kto nie ryzykuje, ten nie trafia na Mirage ;) czekam na relację czy Ci się spodobał ten zapach.

      Usuń
    2. już mam!! są cudowne, takie dymne i nie wiem czemu przypominają mi pieczoną figę ( taką co się schab nadziewa xD). Kojarzą mi się ze świętami, tak to udany zakup ;) skaczę do góry ;) Polecam przetestować Rare Sapphires z Avon, są takie dziwne, po prostu wyjątkowe trochę jak sen narkomana xD

      Usuń
    3. cieszę się, że Ci się spodobały! przyznaj, że teraz jest idealny czas na nie ;) pieczona figa? hym...ciekawe porównanie :D

      Usuń
    4. oczywiście, teraz jest ich czas :) są mega mocne i trwałe :)

      Usuń