Jest środek wakacji. Końcówka lipca w nadmorskim, polskim
kurorcie. Późnym popołudniem brzegiem Bałtyku przechadzają się setki, jeśli nie
tysiące par. Jednym z nich jest Pan Stanisław w lekko pożółkłym, wyciągniętym podkoszulku,
spodenkach w kolorze khaki i sandałach. Bez skarpetek. Trzyma pod rękę swoją
małżonkę Marylę, którą czasami woła Mariolka, albo Marcia jak humor ma lepszy.
Owa Mariolka, która jest na zasłużonym urlopie (pracuje jako nauczycielka klas
1-3) włożyła na siebie naprędce wyblakłą fioletową bluzę zapinaną pod samą szyję, spodnie dresowe
3/4, sandały podobne do tych, które nosi mąż. I okulary. Kupiła ostatnio za 6,50
w dyskoncie. Nie przyglądała się czy jej pasują, bo były po promocji, więc
wzięła. Co innego włoży później. Jak pójdzie ze Staśkiem na zakupy pod wieczór.
Widziała wczoraj taką ładną bluzę, morelowa, z kryształkami przy piersi. Założy espadryle, białe spodnie i białą tuniczkę,
żeby podkreślić opaleniznę.
Kilka metrów od przechadzającego się małżeństwa siedzi na
rozłożonej koszuli 22-latka. Przegląda najnowszy numer ELLE, a w nim sesje
zdjęciowe, trochę stylizacji i tekst o normalsach i trendzie zwanym normcore. I
zmienia się zupełnie perspektywa. Nagle całe towarzystwo dookoła niej staje się
modne. Jak nigdy dotąd.
#HardkorowaNormalność
Normcore – (jak podaje wikipedia) połączenie słów „normal” i
„hardcore”. Unisexowy
trend w modzie charakteryzujący się noszeniem bezpretensjonalnych i pospolitych
ubrań.
Klasykami normcore’u są Birkenstocki – wygodne klapki, czarne golfy, dżins w
każdej postaci. Zero kolorów, nieskomplikowane formy. Hardkorowa normalność. Pospolitość,
niewyróżnianie się, luz, wygoda.
Ale czy ten trend ma jakiekolwiek sens w
Polsce?
Kiedyś mieliśmy hipsterów. Wszystko robili
jako pierwsi, gardzili mainstreamem i wszystkim co masowe. Czasami ciężko było
rozróżnić hipstera od bezdomnego, ale w ogólnym rozrachunku wyróżniali się z
tłumu. Zresztą jak każda subkultura.
Ale jak rozróżnić Normalsa od przeciętnego
Polaka? Gdzie w tym wszystkim chęć bycia innym, chęć buntu? A może pokazanie
się jako niezależna jednostka jest już passe?
Inaczej trzeba ten trend interpretować w Polsce, inaczej na Zachodzie.
Na zachodzie (we Francji, Wielkiej Brytanii, w
Stanach Zjednoczonych…) modę traktuje się w inny sposób. Tam ciuchy są o wiele
tańsze, zarobki wyższe. Ludzie mogą pozwolić sobie na eksperymentowanie ze
stylem, na zmianę garderoby co sezon, poddawaniu się trendom przemijającym po
miesiącu jak i tym, które trwają po kilka lat. Nie wszyscy zmuszeni są do
kupowania w sieciówkach, które nie różnią się za bardzo jedna od drugiej. Mogą
kupić ciuchy z kolekcji domów mody, które bardzo często wyróżniają się ciekawym
wzornictwem, printem, konstrukcją. Ludzie mają możliwości pokazania własnego „ja”
poprzez strój.
Inaczej jest u nas.
Przechadzając się ulicami Nowego Yorku nikt nie zwróci uwagi na to w co jesteś
ubrany. A jeśli zwróci to uśmiechnie się tylko i powie „great dress”. Ja nie
raz przechadzając się ulicami Łodzi spotkałam się ze wzrokiem pt. „czy nie zapomniałaś
rano wziąć swoich leków na głowę” kiedy nosiłam podarte spodnie. Jeden z Panów
był raz tak zaniepokojony moją życiową sytuacją, że rzucił do swojego kolegi z
politowaniem „Ta Pani to się chyba wywróciła, bo ma takie podarte spodnie na
kolanie”. Niestety nie doczekałam się troskliwego pytania „Może Ci pomóc biedna
dziewczynko?”.
Chcąc się wyróżnić gdzie indziej niż w centrum Warszawy możecie być pewni (zwłaszcza płeć męska), że nie obędzie się bez obraźliwych tekstów podważających waszą poczytalność czy orientację seksualną, a i bardzo często skończyć się to może na użyciu przemocy.
W Polsce chcesz, nie chcesz, musisz być
normalsem. Zresztą polskie marki bardzo nam to ułatwiają. Szyjąc na potęgę
wszystko w 50 tys. odcieniach szarości. Autorskie printy? Kolory poza zgaszonym
różowym? Ze świecą szukać. Jest popyt jest podaż. Szara dresówka
sprzedaje się cudownie, bo ludzie boją się wyrazistych kolorów. Mało kto ma
ochotę się wyróżnić. Nawet hipsterzy,
którzy niby tak bardzo pragnęli być alternatywni przeszli do mainstreamu, bo
wszyscy wyglądają tak samo. Bycie szarą jednostką jest prostsze. Bo tak
bezpieczniej. Bo można zginąć w tłumie i uniknąć niepotrzebnych spojrzeń A nie
daj boże jeszcze by sobie ktoś pomyślał.
Poza tym jak można oczekiwać oryginalności, kiedy wyjście na imprezę połowy
kobiet w tym kraju wygląda tak:
-Zakładasz tę różową sukienkę?
-Chciałam szarą za kolano. A bladoróżowa będzie lepsza?
-Noo tak! Ja też zakładam taką jasnoróżową, tylko że ona jest przed kolano i nie wiem czy nie będzie mi głupio jak Ty będziesz miała za kolano. A torebka?
-Gadałam z Aśką i ona bierze kopertówkę, więc ja też wezmę, żeby nie było przypału. A buty wezmę na obcasie. Chciałam sobie kupić balerinki, bo wiesz, wygodniej niż w tych „dwunastkach”, ale na imprezę to przecież nie wypada.
I to nie literacka fikcja.
To true story.
-Chciałam szarą za kolano. A bladoróżowa będzie lepsza?
-Noo tak! Ja też zakładam taką jasnoróżową, tylko że ona jest przed kolano i nie wiem czy nie będzie mi głupio jak Ty będziesz miała za kolano. A torebka?
-Gadałam z Aśką i ona bierze kopertówkę, więc ja też wezmę, żeby nie było przypału. A buty wezmę na obcasie. Chciałam sobie kupić balerinki, bo wiesz, wygodniej niż w tych „dwunastkach”, ale na imprezę to przecież nie wypada.
I to nie literacka fikcja.
To true story.
Zawsze jest druga strona medalu :) Bo można ubierać się tak jak piszesz w sieciówkach, w ogóle nie zwracając uwagi na to co modne i trendy, ale być jednocześnie ubranym fantastycznie :) Coco Chanel mówiła przecież że moda przemija a styl pozostaje - więc wystarczy wiedzieć jak się ubrać, żeby wyglądać dobrze i z klasą (nawet kupując w sieciówkach - tam również można znaleźć perełki), znać swoją figurę, nie przesadzać z fasonami i kolorami (bo choć piszesz że szary polaczek boi się kolorów, to ja uważam, że większość osób poubierana w kolory bardziej straszy niż wzbudza zachwyt) i voila - normcore w stylu ekskluziv gotowy :)
OdpowiedzUsuńLubię eksperymenty, ale rozumiem ludzi, którzy nie przepadają za nimi - to kwestia upodobań. Dla mnie najważniejsze żeby nasz naród zaczął wreszcie kupować rzeczy dobrej jakości. Jasne, że super mieć nowe rzeczy co sezon, ale zdecydowanie lepiej jest kupować ich mniej a dobrej jakości, żeby dobrze się nosiły, żeby się człowiek nie pocił i czuł, że nic go nie obciska. Niech już nawet będzie ta szara dresówka, ale z dobrymi butami i torebką (nie muszą być drogie, ale niech będą porządne - to możliwe). Jeśli buty będą czyste, a włosy uczesane - dla mnie wszystko gra.
OdpowiedzUsuńKiedyś za granicą od razu można było poznać Polaka po fatalnym obuwiu, teraz nasz wizerunek bardzo się zmienia i jest coraz lepiej. Zwłaszcza młodzi ludzie dbają o swój wygląd wyjeżdżając na wakacje i wyglądają ok. W granicach kraju nie zwracamy już na to takiej uwagi...przykre :(