sobota, 28 czerwca 2014

playing with the devil by kilian.

Kilian Playing with the Devil, to kolejny przykład na to, że niektóre próbki muszą po prostu odleżeć trochę czasu w szufladzie zanim będę potrafiła dostrzec w nich coś ciekawego. Kiedy ten zapach trafił do mnie zimą nie przykuł mojej uwagi – nazwa wydała mi się lekko tandetna i nawet ich nie przetestowałam. Na szczęście nie oddałam nikomu tej próbki [a nie raz miałam taki zamiar!] i w końcu postanowiłam się z nią zmierzyć. Czy było warto? Zdecydowanie.

Playing with the Devil rozpoczyna się porzeczkową nutą, otoczoną lekko ostrym, mrocznym akcentem, wywołanym przez czarny pieprz. To bardzo trafne zagranie, szczególnie, że według mnie niezwykle trudno jest przedstawić czarną porzeczkę w oryginalny sposób. Jej słodki, owocowy aromat potrafi skutecznie zmienić perfumy w banalny zapach, dla szalonych nastolatek. Dlatego też z porzeczką trzeba umieć się obchodzić, tak jak np. w La Petite Robe Noire gdzie dodano lukrecji i anyżu, czy też właśnie tak jak tutaj, gdzie za pomocą przypraw dodano temu zapachowi charakteru. Jest słodko, ale ten dym unoszący się dookoła porzeczek sprawia, że nie nudzę się nawet przez chwilę i nie mogę się doczekać cóż będzie dalej.


Rozwinięcie tego zapachu jest o wiele bardziej w klimacie niszy niż jego początek. Owoce znikają praktycznie całkowicie i ustępują miejsce akordom drzewnym i kwiatowym [ciężko mi stwierdzić, czy faktycznie mamy do czynienia z różą, ale pewne jest jedno - pojawiają się kwiaty]. Serce Playing with the Devil jest zaskakująco suche, wygrzane na słońcu, po soczystym początku nie ma już praktycznie śladu. Poszczególne etapy rozwoju zapachu są zestawione na zasadzie kontrastu, zaskoczenia i dopiero po przeanalizowaniu tego, ta początkowo tandetna dla mnie nazwa, zaczyna nabierać sensu i po prostu pasować do tej kompozycji. Bo te perfumy kuszą, momentami wręcz w iście diabelski sposób. Są totalnym przeciwieństwem opisywanych przeze mnie niedawno Mon Parfum Cristal, które były subtelne, intymne, te są niesamowicie kobiece, seksowne, uwodzicielskie.

A koniec? Jest tak samo niejednoznaczny jak wcześniejsze etapy. Z jednej strony czuję lekko wyciszającą tę kompozycję, wanilię, ale z drugiej brzmią mi ciągle te drzewno-żywiczne akcenty, w lekko męskim wydaniu [co podpowiada mi, że ta opowieść o igraniu z diabłem mogła skończyć się naprawdę ciekawie…].
Jestem zachwycona tym zapachem, i to na tyle, że wybaczam mu średnią trwałość, bo dla takich przygód warto po prostu poznać Playing with the Devil. Zdecydowanie to kolejna pozycja na mojej liście „do zdobycia”, która wydłuża się w przerażającym tempie.

Nuty: czarna porzeczka, czerwona pomarańcza, brzoskwinia, róża, pieprz, jaśmin, drzewo sandałowe, paczula, bób tonka, wanilia, benzoes
Twórca: Calice Becker

Po napisaniu tej recenzji przejrzałam opinie innych w internecie i jestem w szoku na jak wiele krytycznych spostrzeżeń trafiłam. Kolejny raz zadziwia mnie to jak różnie można odbierać ten sam zapach.

3 komentarze:

  1. Ziu, zaintrygowałaś mnie tym otwarciem. Kocham porzeczkę w perfumach. Najbardziej w Enchanted Forest <3 Jednak suche i wygrzane na słońcu klimaty zazwyczaj kończą się dla mnie poirytowaniem... Ale kto wie? ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Enchanted Forest <3. Tutaj porzeczka jest inna, ale według mnie nie mniej ciekawa. Dwie osoby, które poprosiłam aby razem ze mną przetestowały Playing with the Devil stwierdziły, że ta porzeczka jest przyćmiona aromatem soczystego grejpfruta i jej samej nie czują tak dokładnie. A dla mnie za to, ten cytrusowy akcent zniknął tak szybko po otwarciu, że nawet zapomniałam o nim wspomnieć podczas pisania recenzji. Dlatego tym bardziej jestem ciekawa cóż Ty byś powiedziała o tych perfumach, jak kiedyś na nie trafisz to koniecznie daj mi znać! ;)

      Usuń
  2. Nie wiedziałam, że aż tyle można napisać o jednym zapachu *_* :))

    OdpowiedzUsuń